Do przeprowadzki jeden krok...
Jeden jedyny i nic więcej... Naprawdę. Zostały nam już nie miesiące, ale najwyżej tygodnie, a i to z powodu braku pośpiechu aktualnie. A za kilka dni ma się w rurze pojawić gaz, czyli ściśle i nieodwołalnie finiszujemy.
Co wprawia w bardzo dobry, choć czarno-biały, humor szanownego Inwestora.
Skomplikowana aparatura rozprowadzająca wodę demineralizowaną już gotowa na przyjęcie swoich zadań.
Kociołek Stanisław aż drży, spięty w oczekiwaniu na pierwszy łyk gazu.
A łepetynę przybrał najdroższym kawałkiem stali nierdzewnej, jaki w życiu spotkałem.
Rozdzielacz wody już nam służy od jakiegoś czasu, zasilając w zimną wodę kibelek.
Tymczasem pojawili się fachowcy od dachu. Pogoda wprawdzie mocno nie wyjściowa, ale powolutku dom powleka się powłokami ochronnymi, typu najsampierw obróbki.
Które to kawałki blachy zakupiłem rzutem na taśmę za wcale niemałe pieniądze i wcale nie blisko od placu budowy.
Fachowcy posiedzieli na budowie dwa dni i przez ten czas ułożyli prawie wszystkie nie położone obróbki. W tym czasie nastąpiło jeszcze kilka rzutów na taśmę, bo się okazało, że nie zaplanowaliśmy obróbek komina i paru innych drobiazgów.
A potem się zwinęli i pojechali. Wygląda na to, że przed świętami się nie pojawią, bo prognozy pogody opłacił jakiś wróg IV Rzeczpospolitej...
Nie zapominajmy, że oprócz obróbek w trybie natychmiastowym kładą się też rynny. Zgroza polarna mię ogarnia, jak pomyślę, że musimy jeszcze wykopać kilkadziesiąt metrów dołków pod rurę odprowadzającą wodę odrynnową... Czyli wodę zdachową.
Tymczasem, w ramach psychicznego przygotowania do wyprowadzki do polskiego Hollywood, inwestorki uczestniczą w terapeutycznych spacerach po działce.
Czyli podsumowując: cały czas coś się dzieje i nie jest wcale nudno.