Nieuchronność czy nieprzewidywalność

Dawno się nie wywnętrzałem na różne tematy. Jedną z przyczyn jest fakt, że myśl wciąż szybciej bieży niźli palce zdołają ją wklepać w klawiaturę. A to oznacza istotną stratę czasu, bo tymczasem już myślę o czym innym, a poprzednie genialne wprost wnioski ulatują.

Ale w ostatnich dniach dzieje się coś, o czym nie sposób nie wspomnieć: Nowe Cesarstwo Rzymskie (niech mi ktoś powie, że nie nawiązują symboliką do tego przebrzmiałego imperium!) ustąpiło przed nieustępliwością sponsorowanych partyzantów-fanatyków.

Oczywiście wiele osób znacznie inteligentniej ode mnie będzie rozważać kwestie imperialnej władzy, kontroli szlaków morskich, piwotu na Pacyfik itp. Zatem mam ten luksus, że sam się nimi zajmować nie muszę. Zatem postaram się skoncentrować na kwestii, którą poruszył Wojciech Szewko w wywiadzie udzielonym Otoce-Frąckiewiczowi, a która została pominięta. Wygląda na to, że niektórzy analitycy są jej świadomi, ale chyba nie zajmuje naczelnego miejsca w naszej świadomości: co rozkłada zachodnią kulturę i jej system władzy? Co być może jest od niej silniejsze, żywotniejsze i zdolne przeżreć ją niczym kwas?

Islam

Gdy współczesna nauka podważyła wszelkie dogmaty wiary i wiedzy, zastąpiła je swoimi, a następnie, zanim się ugruntowały, sama je podważyła, ludzie Zachodu utracili solidną bazę moralną na świecie. Niektórzy przerzucili swoje potrzeby religijne na naukę właśnie, inni na aktywizm ekololo, albo femininololo, albo genderololo, rzadziej polityczny. Wielu popadło w hedonizm połączony z karierowiczostwem i nie mają czasu na refleksję. Chrześcijaństwo, które przez dwa tysiąclecia zdołało przebudować umysły tego zakątka świata, opanować nowe kontynenty i dać bazę filozoficzną dla rozwoju nowoczesnej nauki, nagle stało się rodzajem antykwarycznej ciekawostki, nad którą yntelygentni (czyli inteligentni inaczej) z litością się pochylają i mądrze kiwają głowami: taak, najstarsza korporacja na świecie, taak, Tomasz z Akwinu, stary obżartuch, taak, Pius XII, papież Hitlera, taak, Jan Paweł II, papież-podróżnik...

Tymczasem na bliższym i dalszym Wschodzie wciąż istnieją systemy religijne, których podstawowym wymogiem jest żarliwość. Nie ma tam miejsca na ostrożne uczestnictwo, wierzący-niepraktykujący. Albo to robisz, albo spadaj. Jedną z nich, niesłychanie żywotną, o przemożnej sile autoregeneracji, jest Islam.

Mapa islamu

Decentralizacja

W przeciwieństwie do około 2/3 świata chrześcijańskiego zarządzanego w zasadzie przez dwie organizacje (kościół katolicki oraz greko-katolicki), praktycznie cały obszar ogarnięty islamem pozostaje zdecentralizowany. Nie ma tam papieży ani wielkich patriarchów narzucających jednolitą wykładnię wiary dla wszystkich. Najważniejszym towarzyszem zwykłego człowieka na jego religijnej drodze pozostaje imam. Czyli starszy lokalnej wspólnoty, wybrany merytokratycznie lub w jakikolwiek inny sposób zaproszony do świadczenia religijnej posługi. A sprowadza się ona do przewodzenia w modłach (nie - prowadzenia ich za wiernych) oraz czasami nie za długich kazań, żeby wierni się nie rozbiegli z krzykiem.

Oczywiście uogólniam dla wyostrzenia obrazu.

Chodzi o to, że nawet ta szyicka hierarchia duchowna ma charakter umowny, utrzymuje się siłą tradycji i uzyskanej politycznej siły - powiedzmy, że przypomina ona katolicką hierarchię z samych początków chrześcijaństwa, piąty, szósty wiek. Najważniejszy jest lokalny przewodnik duchowy, którego znamy osobiście, bo mieszka za rogiem, znamy jego żonę (lub żony), dzieci, wiemy, jakim jeździ autem.

Wykładnia prawa

Wiele wyznań

Islam wcale nie jest jednolity, jak się nam na Zachodzie wydaje. Kojarzymy piąte przez dziesiąte, że muzułmanie dzielą się na szyitów i sunnitów. Coś tam brzdąknęło nam o mistycznych derwiszach, sufitach. Przy okazji wojny z terroryzmem dowiedzieliśmy się o wahabitach, salafitach, ale nie wiemy, czym się oni różnią od siebie nawzajem oraz od reszty. Nie mamy bladego pojęcia o charydżytach (ibadytach, sufrytach, azrakitach, nadżdytach), podziale sunnitów (hanafici, malikici, szafici, hanbalici: wahabici, salafici), podziale szyitów (imamici: alewici, ismailici: druzowie, zajdyci, dżafaryci, batinici)... Przy okazji masakry urządzonej przez Daesz (ISIS) dowiedzieliśmy się, że Baszar al Asad jest alawitą (nie: alewitą), a fanatycy byli szczególnie zawzięci na jazygów. W czasach studenckich przebywając na Dalekim Wschodzie zetknąłem się z trzecim nurtem synkretycznym (religia z pogranicza islamu oraz kultów sąsiednich): bahaizmem. Głębsze wertowanie wikipedii wykazuje, że islam w konfrontacji z religiami podbijanych krajów nieco zmieniał kolor, wytwarzał nurty synkretyczne, reformował się, tworzył wyznania pogranicza. Wcale nie był jednolity.

Prosta podstawa

Ale wszędzie i zawsze pozostawał ten sam na bardzo podstawowym poziomie filarów wiary:

  1. Wyznanie wiary, które czyni członkiem wspólnoty poddanych Allacha.
  2. Modlitwa odmawiana pięć razy w ciągu doby nie pozwalająca zapomnieć, kim się jest.
  3. Jałmużna tworząca podstawę budowy społeczeństwa opartego na wsparciu słabszych przez silniejszych.
  4. Pielgrzymka do Mekki, gdzie można sobie uświadomić, że istnieje jedność w wielości.
  5. Obowiązek walki za wiarę - czy to we własnym sumieniu (trudniej), czy to z niewiernymi (łatwiej).

Pielgrzymka

Różne odłamy islamu mogą się krwawo rżnąć między sobą (to ich metoda dyskutowania po prostu), ale kiedy muezin zaśpiewa na salat, wszyscy rozkładają dywaniki i zaczynają się kłaniać. Tak czy owak, jest to religia wojowników, spuszczanie krwi wrogom stanowi normalną rozrywkę mężczyzn.

Pismo dla wszystkich

Koran - (plus te Hadisy i inne) choć uważany jest za przenajświętszą księgę i jedyną wykładnię zasad wiary, to nigdy nie był zakazany dla pospólstwa. Od samego początku islam zakładał (na wzór chyba żydowski), że najważniejszą czynnością życiową jest poznawanie Pisma. Mogłeś być kiepskim szewcem, ale jeżeli dobrze znałeś Koran, otaczał cię szacunek. Pomijając śmieszną zasadę, że Allah mówił po arabsku, a zatem każdy muzułmanin musi wyuczyć się tego języka, aby poznać Jego słowa w oryginale, to rzeczywiście kładzie się tam nacisk, aby nawet najbiedniejsi z najbardziej zapadłych kątów mieli od dziecka styczność z Pismem i możliwie jak najwięcej się z niego wyuczyli. Najbieglejsi kują Koran na blachę.

Szariat na świecie

Sąd szariacki

Skoro Koran (plus Hadisy i inne, zwane dalej Koranem) jest podstawą wiary, wywodzi się z niego właściwie wszystko, a zatem też i prawo. Ale tutaj mamy zagwozdkę: oznacza to bowiem, że jeżeli nawet w jakimś muzułmańskim kraju władza podejmie próbę kodyfikacji prawa (na bazie Koranu), to wszelkie kodeksy stanowić będą jedynie pomoc naukową przy jego wymierzaniu. Jedynym niepodważalnym pismem prawnym zawsze pozostanie Koran i nic innego.

Stąd też mamy dwa istotne skutki:

Lokalna wykładnia prawa

Wymierzaniem prawa zajmują się członkowie lokalnej społeczności (czasami z pieczątką od władzy), którzy najlepiej się znają na Koranie. Bowiem muzułmanie wierzą, że chociaż w czasach Mahometa nikt nie śnił jeszcze o kradzieży tożsamości przez Internet, to Pismo zawiera wszelkie niezbędne wskazówki, aby dokonać właściwego sądu w dowolnej epoce historycznej. Trzeba się tylko dobrze wczytać i trochę pokontemplować.

Oczywiście lokalni ulemowie mają zapewnione wsparcie ponad tysiąca lat prawnej tradycji islamskiej, ale tak czy owak ostatecznie wszystko sprowadza się do nieprzewidywalności wyroków wydanych przez ludzi.

Nieprzewidywalność losu

Na Zachodzie jednakoż przywykliśmy myśleć, że prawo jest jednakie dla wszystkich. Od tego są kodeksy i wieloletnie szkolenie, jakiemu poddani są przyszli sędziowie. W islamie jednaki dla wszystkich jest tylko Allach. Prawo należy wymierzyć rozważając nie tylko czyn, konflikt, przyczyny, ale uwzględnić należy także fakt, że być może mamy do czynienia ze starciem silniejszego ze słabszym, kobiety z mężczyzną, dziecka z dorosłym, żołnierza z rzemieślnikiem, biednego z bogatym itp. A te osoby mogą mieć silniejsze lub słabsze przekonanie o swojej słuszności, motywacje osobiste lub wspólnotowe, albo jakieś inne specyficzne potrzeby. Czyli w wymiarze prawa mogą być brane pod uwagę wszelkie sprawy, także te tzw. pozaprawne. A wyrok nie jest przesądzony zapisami kodeksowymi.

Współczesna mapa islamu

Talibowie

Aktualny podbój Afganistanu przez Talibów to trzecie podejście do zbudowania emiratu muzułmańskiego w ostatnich trzech dekadach. Jak widać, głęboka wiara prostych ludzi, że da się coś takiego zrobić, w islamie jest bardzo silna. Trzecie podejście - ale drugie ze strony talibów, czyli właśnie (patrz wyżej) studentów Pisma.

Krótki rys historyczny

Kiedy w 1994 roku Talibowie porzucili swoje kozy i zeszli z gór ustanowić państwo muzułmańskie, w większości byli tym, czego wykształcony Europejczyk po nich się spodziewał: dzikimi góralami. Prostymi ludźmi, których uwiodła retoryka mułły Omara. Na podbitych terenach zatem mierzyli mężczyznom brody, bo to z pewnością stanowiło o pobożności (znaczy, że broda ma tę samą długość co broda Mahometa), zapędzili kobiety do domów, zakazali telewizji, Internetu, sportu, magii... Tak właśnie zwykle myślą prostaczkowie: jeżeli jakaś część nie pasuje do całości, to należy ją odciąć. Co z entuzjazmem robili przez następne pół dekady.

Talibowie biją kobiety

My w Polsce, gdzie panuje kryptomatriarchat, dobrze wiemy, że nie może przetrwać system, w którym kobiety zostają naprawdę wypchnięte z życia. Bez ich mądrości, cierpliwości (oraz mnóstwa innych cech) naprawdę nie da się żyć. Pamiętajmy, że w owym tak poniżającym kobiety świecie islamu odsetka kobiet na najwyższych stanowiskach władzy w ostatnim półwieczu przekraczała odpowiedni parametr w tak hołubiącym kobiety świecie Zachodu. Stanowiło to tylko przedmiot memów, ale chyba nikt się głębiej nad tym nie zastanowił.

Afganistan znajduje się w środku Azji, czyli daleko od wszystkiego. Porządki na szczytach Hindukuszu mało wówczas kogo obchodziły. Cenne złoża rzadkich pierwiastków oraz nieustanny problem z doskonałej jakości heroiną wywożoną ciężarówkami z tego górzystego kraju martwiły tylko wysoko postawionych specjalistów najsilniejszych potęg kolonialno-korporacyjnych. Maluczkich to nie zajmowało.

Ale w 2001 roku ludzie doskonale wykształconego i bardzo bogatego przedstawiciela jemeńskiej rodziny zajmującej się budowlanką wysadzili w powietrze dwa wieżowce w Nowym Jorku, co niesłychanie rozzłościło najsilniejsze wówczas imperium na Ziemi. Człowiek ów zadekował się na terenie ich kraju w jaskini, którą reklamowano jako największą podziemną twierdzę terrorystów i przekonywał usilnie, że jest co najmniej tak samo żarliwym wyznawcą jak oni. Zasady gościnności, po prostacku rozumiana lojalność i braterstwo broni nakazało przywódcom Talibów odmówić wydania go wywiadowcom najpotężniejszego imperium na świecie. W związku z tym żołnierze owego państwa wysypali na Afganistan tony ładunków wybuchowych oraz drugie tyle dolarów dla miejscowych watażków i z marszu rozwalili całe to towarzystwo.

Tora Bora, gdzie ukrywał się Osama

Wygnanie

Talibowie zostali zepchnięci z powrotem do swoich medres.

Zaraz, zaraz, jacy talibowie? Do jakich medres? To znaczy kto? Gdy Sojusz Północny parł przez Afganistan, złapanych bojowników w krótkich abcugach rozstrzeliwano. Kto zdołał uciekł w góry, do starych baz partyzanckich, z których ongi duszmani atakowali sowietów. Inni wymykali się z posterunków, z miast, przedzierali w przebraniach w stronę Pakistanu, którego północno-zachodnie rubieże stanowią dla Pasztunów bazę biznesową i kulturową. Komuś udało się uciec, komuś pomogli uciec mieszkańcy wsi (kiszłaków). Większości się nie udało. Albo zginęli, albo wtopili się w miejscową społeczność. Bo ta, jak zwykle (znamy to i z Polski) miała własne, odmienne od medialnego przekazu, zdanie na temat całej tej wojny.

A ci, którzy uciekli, co właściwie robili na wygnaniu? Czy ktoś się tym zajmował? No pewnie, analitycy najbardziej zainteresowanych wywiadów, z pewnością. Co jakiś czas oddział bojowników przekraczał granicę i zajmował kilka afgańskich prowincji. Potem nadlatywały amerykańskie bombowce, paliły kilka wiosek i zapadała cisza. Śmiertelna. Czasem ustrzelono ważnego urzędnika w centrum Kabulu. Innym razem wysadzono pancerną ciężarówkę amerykańską. Ostrzelano patrol krzyżowców na zboczu góry. Przeleciały śmigłowce siejąc bombami kasetowymi. Zwalono kluczowy dla amerykańskiej logistyki most. Amerykanie go odbudowali i przy okazji zamienili w rumowisko okoliczne góry. Poleciało kilka ręcznych rakiet w stronę rzekomo cichego i bezpiecznego posterunku gdzieś w dolinie rzeki.

I tak w kółko.

Przez dwadzieścia lat!

Przekształcenie

Dwudziestoletni górale, którzy opanowali Kabul w 1996 roku, mieli 25 lat, gdy nawiewali przez granicę do Pakistanu. Dwadzieścia lat później to właśnie ci nobliwi panowie w turbanach i z brzuszkami. Akurat tylu ich zostało, żeby obsadzić najważniejsze stanowiska w ich organizacji. Reszta się wykruszyła. Skąd się zatem wzięło kolejne 25 tysięcy talibów?

Znakiem tego to są nowi ludzie. Rozpiętość wiekowa od 17 do 60 lat. Ostatnie 20 lat musiało ich zmienić, czegoś nauczyć. Nawet jeżeli zaczynali karierę jako stereotypowe pastuchy, co to ledwo Koran dukają, teraz są doświadczonymi życiowo, wykształconymi ludźmi, sprawnymi dowódcami wojskowymi i politykami.

Ot choćby taka mała różnica: mają gadającego po angielsku rzecznika prasowego. Co to znaczy? To znaczy, że zależy im, aby reszta świata zrozumiała, kim są, skąd pochodzą, dokąd zmierzają. Gdyby im nie zależało, do dziennikarzy raczej by strzelali, niż ustawiali im konferencje prasowe.

Używają gładkich sformułowań. Mówią o tym, że przestudiowali Koran i rozumieją, że poprzednie podejście było błędne.

Jak to?

Czyżby sami się przyznawali do błędu?

Jaka władza kiedykolwiek i gdziekolwiek coś takiego zrobiła?

Co to za ludzie?

Mułłowie i król Persji

Baśnie z tysiąca i jednej nocy

W ludowych opowieściach ze świata islamu mamy tak wiele historii, w których człowiek ubogi (lub słaby) ale bystry zyskał coś niezwykle cennego (najczęściej ocalił życie) dzięki swojej przemyślności wobec zagadek lub innych zadań postawionych mu przez okrutnego bogacza lub władcę.

Człowiek islamu wychowuje się w silnej świadomości, że istnieją siły, z którymi nie zdoła się zmierzyć i nie powinien nawet próbować. Ale jednocześnie powinien wierzyć, że nie ma sytuacji beznadziejnych, z których nie zdoła się wykaraskać własnym sprytem, poparciem sojuszników lub uciułanym groszem. Ostatecznie wszystko jest w rękach Boga, a ten w każdej chwili ma prawo zmienić reguły gry. Najważniejsze to się nie bać. Trzymać się podstaw wiary, a w pozostałych sprawach być elastycznym.

Nie ma boga prócz Allacha, to on wyznacza reguły, które może też zmieniać. Zatem też nie ma sztywnych norm moralnych, etycznych, czy praktycznych. Doświadczenie może wykazać błędność postępowania i wyznawanych poglądów. Jedyną ideologią, na której należy polegać, to filary wiary. Zapisana jest ona w Koranie. A tam zapisali takie mnóstwo rzeczy, że tylko od sprytu zależy, co z niego zdołamy wywieść.

Trudny orzech

Leciałem sobie wyżej myślami dość swobodnie, ale niewykluczone, że udało mi się wyłożyć punkt widzenia: Talibowie, jako przedstawiciele fundamentalistycznego islamu XXI wieku zaskoczyli świat. Pokazali, że można przejąć nowoczesne i skuteczne metody wroga, zastosować je w swojej polityce. W ten sposób zatkali gęby swoim adwersarzom, którzy bombardując Afganistan 20 lat temu bez przerwy chrzanili coś o demokracji i prawach człowieka. Tak? No to proszę bardzo, my też tak potrafimy.

I idą sobie przez góry, śpiewają o równości, wolności i braterstwie i nikt nie śmie się im przeciwstawić.

A co robią tak naprawdę? A co tak naprawdę zrobią w przyszłości, gdy mądrze (tym razem) odczekają, aż wrzawa ucichnie, a oko Saurona (zainteresowanie mediów) przeniesie się gdzie indziej (np. na zagrożony chińską inwazją Tajwan)?

Naprawdę, czapki z głów.

Talibowie pokazali, jaka żywotność, elastyczność i siła tkwi w żywym islamie. Cywilizacja zachodu naprawdę ma teraz trudny orzech do zgryzienia. Bo uciekinierzy z Afganistanu już zmierzają w naszą stronę. I niosą ze sobą jej przekaz. I nie zamierzają się z tym ukrywać.

Czekają nas ciekawe czasy.

Niestety.


Autor: flamenco108 w Z poziomu podłogi w pon 30 sierpnia 2021. Tagi: Zpodlogi, polityka, obyczaje,

Comments

komentarze odpala Disqus