Polukier czy Ukropol?

Tak tak, Ukraina nie schodzi z frontu naszych zainteresowań. Święta, święta i po świętach. A wojna za miedzą ciągle trwa. I im dłużej trwa, tym mniej konkretnie cokolwiek o niej wiadomo.

Sam śledzę parę źródeł, do których większość nie ma dostępu, choćby z tej przyczyny, że nie umieją po rosyjsku (ani ukraińsku), więc zdradzę wielką tajemnicę (dla niekumatych: to żart): Amerykanie gotowi są walczyć z Rosją do ostatniego Ukraińca. Podobnie jak kiedyś Brytyjczycy walczyli z Małym Kapralem do ostatniego Polaka. Taki mit, wiadomo.

Zatem, skoro wszyscy stali się ekspertami od geopolityki (niektórzy konserwatywnie upierają się, że chodzi po prostu o tzw. stosunki międzynarodowe), to czemu nie ja? Postaram się krótko i zwięźle. Ale nie za krótko.

Kochajmysie

Aktualnie trwa gorący romans Ukrainy i Polski. Bo utożsamiamy się z nimi: realizują w realu działania, do których kształtowano nasze młode umysły w szkole, czy podczas oglądania serialu "Czterej Pancerni i pies". Czyli do bohaterskiej śmierci za ojczyznę. Potem przyszły lata 90-te i uświadomiliśmy sobie stopniowo, że dla ojczyzny znacznie lepiej żyć, niż umierać. Ale sentyment pozostał. I dlatego bardzo nam się podoba duch bojowy Ukraińców, a też i pojawiające się od czasu do czasu sukcesy militarne - bo robią dokładnie to, co my czyniliśmy w marzeniach czytając smutne opisy, jak ZSRR zjadł nas na przystawkę przed śniadaniem, czy na pociechę rozmyślając o Cudzie nad Wisłą. Ech, złapać szablisko (np. ludwikówkę), dosiąść bachmata i huzia, na wroga!

Z drugiej strony to do Polski zjechało się najwięcej uchodźców wojennych i ze zdumieniem skonstatowaliśmy, że nie jesteśmy takimi synami, za jakich się zwykle w gniewnych słowach uważaliśmy. Bez propagandowego podgrzania tysiące ludzi rzuciło się do pomagania zaskakując zdolnościami organizacyjnymi fachowców klasy światowej. Państwo doszlusowało, jak już było po ptokach.

No i z tego zdumienia wypełniły nas pozytywne emocje, które musieliśmy na kogoś przelać. A na kogóż lepiej, jak nie na tych, którym własnie pomagamy?

Ale wojna się przedłuża, emocje opadają, zaraz się naród do niej przyzwyczai i chemia wywietrzeje. I co wtedy?

Bój się wdzięczności

Powtarzam to już od dawna: w pomaganiu można popełnić okropny błąd. I nie chodzi mi o to, że na siłę będziemy przeprowadzać staruszkę przez jezdnię, kiedy ona tego wcale nie potrzebuje. Chodzi mi o coś innego.

Otóż pomaganie można czynić, jak Jezus przykazał, czyli nie osobiście (mówiąc językiem badziej buddyjskim), zapominając o własnym, wciąż głodnym karmy ego (mówiąc wspólnym językiem). Przenosząc koncept na poziom praktyczny, możemy np. przekazywać środki anonimowo wyspecjalizowanym organizacjom, zapominać jak najszybciej o tym fakcie i żyć dalej, jakby nigdy nic. Lidlowskie skrzynki na jedzenie też są dobrym tego przykładem - zostawiamy tam jakiś drobiazg i nie troszczymy się dalej, czy to rzeczywiście przyniosło korzyść właściwym osobom.

Można to też zrobić tak, że pomoc okaże się w rzeczywistości formą dominacji nad tym, komu jej udzielamy. Dając komuś pieniądze, dajemy mu przecież do zrozumienia, że mamy ich więcej niż ona (częstszy przypadek w dzisiejszych czasach). Czyli w pewnym sensie się tym przed nią chwalimy. I nie ma znaczenia, czy to pieniądze, czy dach nad głową - Ja to mam, a ty nie masz. Ja, to ja, właśnie ja cię tym obdarzam, pamiętaj, że to ja. Wytrzyj buty.

W takiej sytuacji dochodzi do serii emocji, które ogarniają zarówno pomagającego, jak i wspomaganego.

Pomagający czuje się lepszym człowiekiem, zatem rośnie w nim duma. Z niej rodzi się zazdrość. Widziałeś, jaką bryką przyjechała ta laska z Ukrainy? Kuźwa, jej buty kosztują więcej, niż zarabiam w miesiąc!. Z zazdrości urośnie wkrótce gniew.

Mamy konkretne wyobrażenie, jak osoba wspomagana powinna wyglądać i się zachowywać (a tego nie robi!). A mianowicie powinna mieć wygląd lichy i durnowaty. Aby swoją samodzielnością nie drażnić pomagającego. I okazywać nam nieustannie wdzięczność.

I na początku rzeczywiście tak się dzieje. Kto nagle wszystko utracił (nawet jeżeli przez to rozumiemy przejazd przez granicę pozłacaną furą z walizką pełną dolarów), ten gotów jest po rękach całować tego, kto mu pomoże. Ale z czasem, jak osiądzie, spełni podstawowe potrzeby, zorientuje w możliwościach, zacznie odczuwać dyskomfort. Ten pomocnik bez przerwy mi się narzuca. Ciągle przyłazi i pyta, jak mi tu jeszcze pomóc. Co to, nie widzi, że sobie już radzę? Z wdzięczności rodzi się irytacja. Uchodźca (uchodźczessa) pamięta poniżającą sytuację, kiedy znajdował się w mocy pomagającego. Ale już przecież nie jest. A pomocnik wciąż oczekuje hołdów (nawet jeżeli nie oczekuje). Z tego rodzi się gniew.

A kiedy już dwie strony się gniewają, to ciężko o zachowanie umiaru i sensowne negocjacje.

Timeo danaos et dona ferentes

Bratnie narody

Przez ostatnie 80 lat propaganda rosyjska (sowiecka) tłukła ludziom do głów, że demoludy to tzw. bratnie narody. Pojęcie braterstwa w tym rozumieniu nie było oczywiście wynalazkiem radzieckim, zapoczątkowała to jeszcze Rewolucja Francuska, fraternite. Podobnie jak wówczas, także w rękach sowietów był to slogan oszukańczy. Pod braterstwem kryło się poddaństwo w najgorszym wydaniu: bezosobowej, śmiercionośnej biurokracji. W sowietach doszło do powtórki, a nawet to rozbudowano. Już nie tylko lud pracujący, ale też narody pod radzieckim butem były związane braterstwem, czy chciały, czy nie.

"Dla dobra człowieka, dla szczęścia ludzkości złączonej w potężnym uścisku miłości, aż z trzaskiem pękałyby kości."1

Takoż i współcześni putlerowcy wysyłając kolejne rakiety na cywilne obiekty, łzy ronią krokodyle, że muszą przywoływać do porządku ów ukraiński, bratni naród, którego nie ma, bo to tak naprawdę są Małorosjanie mówiący lokalnym dialektem.

Takoż i aktualna wzajemna polsko-ukraińska drużba, choć poruszyła serce, bo i wspólna historia, i bliskość kulturowa, i językowa, acz nie religijna, to jednak nie powinna zaćmić nam rozumu.

POPiS - Polukier czy Ukropol?

Kto pamięta euforię przymierza Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości? Połączone wspólnym interesem partie rozniosły w pył i proch dotychczas rządzącą koalicję postkomuchów z SLD z naiwnymi komunistami z UP. Nareszcie! Teraz nasi wygrali, to razem przystąpią do naprawy kraju.

I co?

I ledwo opadł pył po wyborach, dotychczasowi zgodni i zwycięzcy współpracownicy rzucili się sobie do gardeł!

Od tamtych wydarzeń minęło już, bagatela, 18 lat, wyrosło od zera nowe pokolenie wyborców, które nie zna innej Polski, jak tylko podzieloną tym sztucznym kanionem.

Nie chcę tutaj wdawać się w rozważania nad tymi wydarzeniami. Gorycz czuję do dziś, ale mam nadzieję, że zmądrzałem, poczytałem trochę historii itp.

Chodzi po prostu o to, że po prawdopodobnym wojennym zwycięstwie bloku zachodniego nad Rosją, na placu boju wyłonią się dwa państwa: wojująca Ukraina i wspierająca ją ze wszystkich sił Polska. Związane podpisanymi w czasie wojny różnymi traktatami o wzajemnym specjalnym statusie, braterstwie, współpracy. Dziś w mediach słychać nawet bąknięcia o czymś w rodzaju unii. Sentymentalnie rzecz biorąc jakby restauracji I Rzplitej Obojga Narodów.

Ale popatrzmy się na casus POPiS. Moim zdaniem starcie jest nieuchronne!

Tak po prostu jest. Wyłaniamy na naszych przywódców ludzi, którzy nie będą potrafili inaczej. Na placu boju może pozostać tylko jeden.

There can be only one!

Nie mam na myśli starcia zbrojnego (oby). Ale zajmę się tym w jakimś następnym wpisie - mianowicie, jak będzie wyglądać nasza okolica zaraz po wojnie. Natomiast teraz pomyślmy o tym, że nie liczy się nasz chwilowy stan emocjonalny, lecz rozumne działania na przestrzeni wielu lat.

Był Polak-patriota, co przy wódki skrzynce
Zawierał przyjaźni pakt z Ukraińcem.
Od słowa do słowa
Dotarli do Lwowa
Ścierając się jak dwa odyńce.

Gdy bić się skończyli, trafili za kraty
Podarłszy w pamięci doniosłe traktaty:
Bo gdy przyjdzie czas –
Wy nas, a my was!
Po brzuchach! – i: budem rezaty!2


Słyszeliście o stenografii?


  1. Cytat z piosenki Jacka Kaczmarskiego pt. "Limeryki o narodach". 

  2. ibidem 


Autor: Krzysztof Stenografow w Z poziomu podłogi w pią 06 stycznia 2023. Tagi: Zpodlogi, polityka, obyczaje,

Comments

komentarze odpala Disqus