Zaczęło się?
Dlaczego wyrażam wątpliwości? Ano dlatego, że cały czas mieszamy w papierkologii. Nawet nie mamy projektu, a już kołkami na działce wyznaczyliśmy położenie domu i tymczasowej wiaty, która służyć ma za magazyn budowlany.
Ruszyliśmy z przesadzaniem drzewek - piękne, dwumetrowe tuje wyrosły nam pośrodku salonu. Przy okazji wgłębiliśmy się szpadlem w grunt - wychodzi, że będziemy mieć około 30cm humusu do usunięcia. No, skoro konkret się tak odwleka, to może bym tak w weekendy łopatą i taczką sam to załatwił, a przy okazji zrzucił parę kilo.
Zgodnie z wyliczeniami, przy korzystnym układzie planet, fundament zdołamy położyć nie wcześniej niż pod koniec października. Trochę czasu jeszcze zostało. Z drugiej strony, jeżeli dla kopary to dwie godziny pracy, po co się wysilać? Że co? Że oszczędzę 600,00PLN? Czyli pół miesięcznej raty spodziewanego kredytu? Czyli ile procent spodziewanych kosztów całej budowy? Ej, może jednak się opłaci? Ale z drugiej strony czeka nas tyle innych robót ziemnych, że z miłą chęcią oddam się im, a nie zdejmowaniu warstwy humusu.
A są to: wykopy dla kabli, rur drenażowych (po 50m każdy wykop), przesuwanie istniejących podziemnych instalacji - eletrycznej i wodnej, i na koniec - dziura dla gruntowego wymiennika ciepła.
Do tego dodajmy, że musimy ustalić, na jakim poziomie znajdują się nieszczęsne wody gruntowe, albowiem ów gruntowy wymiennik ciepła w postaci kupy otoczakowego żwiru nie może się zamoczyć bez sensu.
Całe lato ze szpadlem? Operacja Bieszczady 40? No, nie mogę się doczekać konkretów.