Wiraż przed ostatnią prostą.
Już mi się znudziły te fundamenty. A tu jeszcze tyle roboty... Tyle za nami, tyle przed nami... Ja wysiadam.
Ostatnie dni przed świętami. We czwartek przyjechała ekipa i cały dzień młotkami i drucianymi szczotami polerowaliśmy stalowe szalunki, żeby je oddać w stanie nie gorszym niż wypożyczyliśmy. I tak odsłoniły się betonowe ścianki fundamentu.
Na do widzenia jeszcze szybko majster wypróbował wiertnię i zrobił dwa przekopy pod fundamentem. Pojechali sobie około 18:00, a my jeszcze z Otharem do 22:00 pakowaliśmy w ukrycie styropian i styrodur, coby nam miejscowe żuliki ocieplenia nie uszupliły.
Do domu wróciłem po północy. I było mi wszystko jedno.
A w piątek do pracy. Na szczęście przerwa technologiczna. Myślałem, że zasnę w fotelu, ale na szczęście można liczyć na przełożonych.
Wielka Sobota. Obudziłem się skoro świt o 9:00 i do południa udało mi się zmobilizować poszczególne części ciała do tego stopnia, że znalazłem się na budowie. Do wieczora wykułem ze ścianek metalowe baryłki, które miały nam zabezpieczyć dziury w ściankach na instalacje (przepraszam, media), jak również przy pomocy szpadla dokonałem dwóch przekopów pod fundamentem: na najgrubszą rurę wentylacyjną oraz na najcieńszą rurę osłonową dla kabla elektrycznego.
Święta zacząłem po 19:00, kiedy wsiadłem do auta poturlałem się do Płocka. Turlanie się zaliczam do świętowania.
Ale za to dziś jedziemy znowu. Trzeba trochę pokopać, powykuwać, podeliberować. I jutro tak samo. A pojutrze znowu przyjeżdża ekipa i będziemy zasypywać fundament piachem.