Krótka chwila przerwy dla dodania werwy.
Klocki do budowy domu przyjechały, fundament stoi jak przymurowany, co tu robić? Tych robótek kosmetycznych jest huk. Chyba tyle samo, co tych głównych.
Przeprowadziliśmy się na plac budowy w oczekiwaniu na Cieślę, który pojawi się w połowie maja. To już za dwa tygodnie. A do tego czasu trzeba pilnować drewna, żeby nam go kto nie podharcerzył. A przy okazji pasować ocieplenie na ściankach, załatwiać inne materiały, kto wie, może trafi się wolna chwila na planowanie, zrobienie zestawienia potrzebnych materiałów na następny etap budowy?
I wykopanie dołu pod rurę wodną...
Przygotowania do budowy zajęły rok. Budowa zgodnie z planem ma trwać niewiele krócej. Później zrobi się zimno i musimy się przeprowadzić do naszego nowego domu. A tu tyle jeszcze roboty! Policzyłem na szybko, że zamknięte pudło, ocieplone, ze wszystkimi warstwami i pokryte od środka płytą gipsowo-kartonową, a od góry docelową dachówką bitumiczną - będzie mnie kosztowało - BAGATELKA! - jakieś sto tysięcy złotych.
Ufff...
STO TYSIĘCY ZŁOTYCH!!!
Aż mi się miętko robi tam, gdzie diabeł mówi "dobranoc"!
Ale to nie koniec. Cały czas mówimy o domu. A przecież trzeba będzie posprzątać też wszędzie dookoła - rozprowadzić ziemię, posadzić trawę, kwiatki, krzewy, drzewa... Postawić płotek nad kanałkiem, żeby się progenitura nie potopiła... Przenieść bramę w docelowe miejsce, zrobić szambo, zbudować nowy płot od wschodniej strony... Położyć drogę i ścieżki... Kupić meble...
Idę się zastrzelić. Jak była minister budownictwa. Ona też mieszkała w domu jednorodzinnym.
Podobno przeprowadzka z miasta na wieś zwiększa, zamiast zmniejszyć, ryzyko zawału serca. Już się temu nie dziwię. Policzę tylko siwe włosy po budowie. Przed budową miałem cztery. Po budowie pewnie będzie ich ADAM, czyli czterdzieści i cztery.
Ratunku.