Nowe klocki dowieźli!
Nic się nie dzieje. Człowiek nie wie, wyluzować się, czy nie? A do tego co i raz pada. A do tego znowu przywieźli klocki.
A stało się to w sobotę bladym świtem. I znowu dygaliśmy z deseczkami na plecach, i znowu płyta główna mojego domu pokryła się czarnymi plamami przykrytych folią sągów drewna. I znowu trzeba to cholerstwo poukładać, posortować, poprzykrywać.
Dalej kocham moje drewienko, ale ta miłość jest już trochę mniej namiętna, trochę jak w małżeństwie, za to bardziej stała. Jak w małżeństwie.
Od tego noszenia coś mi się w plecach obluzowało i przez dwa dni chodząc skrzypiałem. Lub też skrzypiąc chodziłem.
Do tego okazało się, że isolbet-s, który kupiłem dwie niedziele
temu w firmie GEM-BUD okazał się być mocno przeterminowany. Nie przyszło
mi do głowy, że tak renomowana firma pozwoli sobie wstawić takiego
babola. A mianowicie sprzedali mi materiał z datą produkcji
2005-06-08! Tego to już nawet jogurt naturalny by nie wytrzymał...
Jeżeli mi tego jutro nie wymienią, obsmaruję ich na wszystkich znanych
mi forach budowlanych. A jeżeli wymienią, to nie obsmaruję, a nawet ten
wpis może trochę podretuszuję...
Pocieszeniem była pani Maria. Zawsze uśmiechnięta. Poza momentem, kiedy sobie wyleje wrzątek na przednią łapę...
Na szczęście we wtorek odwiedził mnie mój starszy brat w Karmie. Najpierw przeprowadziliśmy wspólnie terapię polegającą na nacieraniu żywotnych organów alkoholem (głównie wewnętrznie), a następnego dnia wypociliśmy skutki podczas niespiesznego sortowania drewna. A było to tak:
Nosiliśmy...
... i nosiliśmy...
... sortowaliśmy...
... i sortowaliśmy...
... mierzyliśmy...
... i mierzyliśmy...
... i znowu nosiliśmy, mierzyliśmy, sortowaliśmy, do zahetania.