Pierwsze krokwie na dach!
Nie mogę się napatrzeć, jak to szybko idzie. Zaraz stanie kompletny szkielet i pozostanie nam wypełnić go tymi wszystkimi cudami techniki, które dziś uważa się za nieodzowne dla dobrze działającego domu.
Chłopcy wrócili zaraz po Bożym Ciele i znowu robota zafurkotała. Powietrze wypełniły rzężenia przeróżnych urządzeń mechanicznych, powarkiwania wiertarek, wycie pił tarczowych, stukot młotków i jęk struganego drewna. W piątek już zostały położone wszystkie belki stropowe.
Niesamowite tempo prac wprowadziło pewne zamieszanie do harmonogramu dostaw innych materiałów. Otóż dostawa wełny mineralnej zaplanowana była na przyszłą środę, 2007-06-13. Ale prawdopodobnie będzie potrzebna już jutro, 2007-06-12, od rana. Zatem Główny Technolog przekwalifikował się na kierowcę ciężarówki i zajął dostawami. Jest pewien kłopot z wiatroizolacją - nie ma jej na magazynie. I oby się znalazła na czas. Nowiutka, nie z podłogi.
Belki stropowe mają szerokość 23cm. Postawione sztorcem trochę się chwieją. Efekt powinien zniknąć po nabiciu podłogi. Jednakowoż, ponieważ sztywna belka potrzebna była do innych celów, cieśla popisał się takim oto szlaczkiem, który usztywnił mi ścianę i podłogę przy szczytach domu:
Nie mogłem się powstrzymać i po fajrancie wspiąłem się "na pięterko". Zawsze pierwszy widok robi wrażenie. Później przychodzi refleksja, że przecież tutaj nie będzie okna. Tak czy owak, z okien dachowych poddasza będziemy mogli zaglądać rodzicom do zupy, z drugiej strony spoglądać na dachy samochodów zasmradzających powietrze na ulicy, a z okien szczytowych zajrzymy sąsiadom do basenu, albo sięgniemy wzrokiem hen, aż pod remizę. Zdjęcia wkleję niebawem.
Kierownik budowy zarządził dodatkowe przymocowanie domu do podwaliny "na wypadek trąby powietrznej lub rewolucji socjalistycznej". Do wieczora ciąłem zatem szlifierką kątową paski taśmy stalowej, a w sobotę moje ręce uczyły się, co to znaczy wbijać gwoździe. Wiele tych sympatycznych, smukłych, zgrabnie skręconych lub miło segmentowanych paleciaczków dobrze ode mnie oberwało po głowie. Niejeden nie wytrzymał i się złamał. A wszystko przez sęki w podwalinie. Firma http://www.impregnacjadrewna.pl zaprzedała nam podwaliny wykonane ze szczytów sosen, zatem uciane sękami jak makowiec tym... no... makiem. Wydawało nam się, że to świerk. Dodatkowo (lekki dryfik z tematu) pan Wojciech Nitka w ramach odpowiedzi na moje pytanie o słupki niedwuznacznie wyraził opinię o pozostawionych na podwalinach resztkach kory. Trochę już jej zeskrobałem, ale jeszcze sporo przede mną.
Jeszcze przed kolejnym etapem prac trzeba będzie trochę podgolić drzewka. Szkoda by było je wycinać dokumentnie, ale nie może tak być, żeby gałęzie smerały mnie po sypialni...
Tymczasem chłopcy zajęli się krokwiami. Tutaj zdradzę sekret ciesielski: jak robisz zacięcie, na którym będziesz opierać krokiew o murłatę czy oczep, wymierzaj je od przeciwnej strony belki, a nie od strony, którą będziesz ciął. To gwarantuje, że dach będzie bez poprawek gładki i równy, a przecież to akurat bardzo łatwo sprawdzić przy pomocy głupiego sznurka. Ot, taki hint.
Dla mnie najbardziej niesamowite jest, a to zapewne dlatego, że jestem tak zwanym humanistą i umysł mój pracuje bardziej analogowo niż cyfrowo, że kolejne cztery krokwie, wytrasowane i docięte na ziemi, po instalacji biegną równiuteńko po sznureczku wyznaczającym poziom kalenicy. Przecież kolejne błędy, wady drewna i niedokładności podczas przygotowania kolejnych elementów domu powinny się kumulować i uniemożliwić takie ślepe docinanie, bez poprawek w miejscu montażu. Cóż, zapewne to właśnie odróżnia prawdziwego mistrza ciesielskiego od amatora - u niego wszystko się zgadza. Nawet pion i poziom.