Szybki wpis pourlopowy.
Na urlopie nie wypoczęliśmy, oj nie. Deszcz padał, namiot się walił, w butach chlupało, dzieci wyły, w brzuchu burczało.
Na szczęście już się to skończyło i wróciliśmy na plac budowy. A tu pod
naszą nieobecność, prace się nieco do przodu posunęły. Ale nie bardzo to
widać. Wszystko dlatego, że po maleńku kończy się okres wielkich
przemian, a wkraczamy w czas żmudnej, mozolnej dłubaniny.
Poniżej zdjęcia, to wszystko, na co mnie dzisiaj stać:
Jak widać, wszystkie ściany zewnętrzne zostały podziurawione. Dziury mają służyć wentylacji pomiędzy warstwami wełny mineralnej.
Dom został obity odzyskaną z rozładunku wełny folią, ponieważ do jesieni nie doczeka się kolejnych warstw zewnętrznych, czyli 5cm wełny mineralnej, wiatroizolacji, odstępników i drewnianej elewacji. A deszcze, jak na złość, padają właśnie w tym roku, w którym zebraliśmy się do budowy domu...
Los Martillos Hermanos utykają ostatnie dziury w ociepleniu wewnętrznym, a jednocześnie zamiatają, szykując się do foliowania ścian od wewnątrz tzw. opóźniaczem pary wodnej, czyli paroizolacją, czyli zwykłą folią, ale z certyfikatem. Stąd ten kurz w powietrzu.
I byłbym zapomniał. Magazyn na czas budowy ma już pół dachu!