Wrzutka za ostatnie dwa tygodnie.
Z powodu rozlicznych zajęć na budowie, przed budową i po budowie, czułem się wystarczająco zmęczony, aby odpuścić sobie robienie regularnych wpisów. Zatem teraz pozwolę sobie uczynić szybką wrzutkę złożoną ze zdjęć i komentarzy, która zobrazuje pokrótce, co się dzieje.
Bo dzieje się dużo. Głównie z kominem, który, pomimo, że drogi jak afrykańskie diamenty, nie potrafi od dwóch tygodnie przyjechać w komplecie. Cały czas czegoś brakuje. W ponoć najlepszym w kraju systemie kominowych Schiedel...
Najsampierw dom. Pojawiło się ocieplenie fundamentu. Nareszcie nie będzie zimno w beton.
W domu już się pojawiło światło. Nie ma potrzeby ciągania długich przedłużaczy, Główny Technolog odpalił pełną elektryfingancję.
Widać już zarys łazienki. Słabo, dla niewyćwiczonego oka...
Widok na korytarz centralny pałacu...
A takie widoki na przestrzał trzeba zachowywać, bo kiedyś zostaną zasłonięte przez ścianki działowe. Zrobi się wtedy ciasno i aparatem niełacno będzie pstrykać zdjęcia.
Na suficie pojawiły się profile, do których zostaną dokręcone płyty gipsowo-kartonowe sufitowe. Czym się różnią płyty sufitowe od płyt ściennych? Otóż tym, drogi czytelniku, że montuje się je na suficie, zasię ścienne płyty montuje się na ścianach.
W międzyczasie, czyli w tym niezdefiniowanym w gramatyce czasie, w którym zdrowy Polak wykonuje większość czynności, postanowiliśmy wrócić do prac nad budowlą, która powinna być skończona jeszcze przed powstaniem konstrukcji - magazynem-garażem.
W związku z tym trzeba było zorganizować wycieczkę zorganizowaną po drewno czyli deskę dachową. Na Śląsk, niedaleczko. Obróciliśmy w jeden dzień.
A tutaj taki przerywnik w strumieniu świadomości. Następnego dnia udało mi się cyknąć taką oto burzę. Godzinę później zamieniła działkę w bagienko.
No tak. Zaczyna się historia z kominem. Główny Technolog, po wnikliwym zbadaniu problemu obstawał przy systemie Schiedel, bo oni mają najlepsiejsze coś tam i w ogóle. Ale oczywiście jest to system najdroższy. A, jak się później okazało, chyba też z najgorszą organizacją.
Po pierwsze, przyjechało dużo towaru. Po niespełna miesiącu oczekiwania, bo jakiejś kształtki schiedlowski system dostaw nie potrafił przewieźć z punktu A do punktu B.
Tutaj przerwa w opowieści. Chłopaki z kompanii Martillos Hermanos dalej budowali sufity i oto, jaki uzyskali efekt:
Kontynuowali też prace ziemne.
Zainstalowali na ociepleniu fundamentu folię kubełkową i przysypali warstwą gliny - glina lepsza, nie przepuszcza wody, zatem dodatkowo izoluje fundament.
W ten sposób pozostało już "tylko" otynkować ten bialy pasek, co wystaje ponad folię kubełkową i ładniutenieczko zasypać ziemią folię. W ten sposób, mam nadzieję, powstanie taki lekki wałeczek, po którym spłynie w dół woda od domu. Ah, oczywiście, opaskę też trzeba zbudować.
Wracamy do historii z kominem. Zatem kiedy wreszcie towar zjechał na budowę byłem szczęśliwy jak kot na kotce. Jednakowoż od razu zaczęły wychodzić błędy, a handlowcy Schiedla oczywiście twierdzą, że to nie ich wina tylko magazynierów. Ale, powiedzcie Państwo, co mnie to obchodzi? Można tylko rzucić plotę, że zapewne w Schiedlu źle się dzieje, skoro nawet handlowcom nie chce się dbać o pijar...
Ale do meritum: z pierwszego sprawdzania i przeglądania instrukcji wyszło, że brakuje pierścieni centrujących i mankietów do rury Quadro. A tu już czwartek. A budowniczy kominów zgodzony na sobotę.
Na polecenie Kierownika Budowy przystąpiłem do własnoręcznego skuwania nierówności ze światła w kształtkach wentylacyjnych. Przy okazji okazało się, że jest ich za mało o pięć sztuk. Brawo dostawcy! Czyli brawo Gen-bud Konstancin-Jeziorna, ulica Saneczkowa! Ciąg dalszy nastąpi.
Tymczasem prace wnętrzarskie nie ustawały. Przybywało słupków konstrukcyjnych, które mają podpierać strop, czyli dzięki nim podłoga na poddaszu nie będzie skrzypieć.
Przybywało też płyty gipsowo-kartonowej (odpornej na ogień) na ścianach i w ten sposób możemy podziwiać prawie gotowy salon. Do takich wnętrz ludzie się już wprowadzają... Te białe kreseczki to kable od przyszłych lamp i kinkietów.
Znowu widok na ażur czyli przestrzał.
Pełznące po ścianach i sufitach niczym macki Stalowego Szczura profile Legrange'a dotarły też na poddasze. Tutaj będzie z nimi trochę, za przeproszeniem pań, pieprzenia.
Albowiem są tu skosy, ale też montowane będą na dłuższych łącznikach. Pod profile jeszcze mamy zamiar napchać wełny mineralnej, dzięki czemu uzyskamy 30cm ocieplenia w dachu.
Historii komina ciąg dalszy. W sobotę przyjechali fachowcy od budowy kominów. I od razu amba: wełna jest do komina szesnastki, a powinna być do dwudziestki! Oczywiście w sobotę ani handlowcy Genbudu ani Schiedla nie pracują. Co z tego, że pani handlowiec Schiedla nie odbierała przez cały piątek? Bo powiem Państwo w tajemnicy, że o tej wełnie wiedziałem wcześniej, tajemnicę zdradził mi handlowiec Genbudu - że wycisnąć taką wełnę z Schiedla jest prawie niemożliwe. Brawo, Schiedel. Socjalistyczna organizacja, po prostu Zjednoczona Europa, za przeproszeniem panów tym razem. Kominiarz postanowił przywieźć taką na poniedziałek, z innego systemu. Okazała się identyczna, tylko z prawidłowymi wymiarami. Ciąg dalszy nastąpi.
Kiedy kominiarze wreszcie sobie pojechali, przystąpiliśmy z Głównym Technologiem Budowy do wyznaczania okapów przyzbowych metodą tradycyjną, czyli na sznurek. Albowiem od poniedziałku Martillos Hermanos mieli wrócić do swoich ulubionych prac w drewnie.
I byłbym zapomniał i poniewczasie żałował: oto, proszę wycieczki, góra ziemi. Urodziła się na początku marca br. metodą koparki. W międzyczasie trochę opadła, ale niewiele. Niczym dobry, stary druh, towarzyszy nam tu od początku budowy, a zniknie dopiero na samiuśkim koniuszku. Zostanie rozsypana po okolicy i w ten sposób trochę podniesie teren.
Wracamy do kwestii komina i spółki. Kolejne przeglądy elementów systemu,
na które miały się złożyć takie komplety:
Lista komina:
- Rondo+ z wentylacją - do dymu z kominka
- Podwójna kształtka wentylacyjna - dwa ciągi wentylacyjne awaryjno-instalacyjne
- Quadro - do spalin z pieca gazowego
a to wszystko długości 8 metrów.
ujawniały następne braki. A to zabrakło rzadkiej (rzeczywiście, rzadkiej, w każdym razie na mojej budowie) zaprawy do czegoś tam, a to durnych motylków do przymocowania klap zamykających komin. Ratunku!!!
A panowie kominiarze nieustająco murowali, aż się przebili przez strop i podpełzli do dachu...
Tymczasem my z Głównym Technologiem zabraliśmy się za utylizację z takim trudem przywiezionej deski dachowej. Czyli postanowiliśmy dokończyć zadaszanie magazynu-garażu, co niniejszym udało nam się do wieczora w niedzielę, dnia piątego Augusta, roku Pańskiego 2007, trzy lata po końcu swiata.
Poniżej widoczki z góry na działkę i podjazd domu.
Widok na zielone korony starych jabłoni...
I przyszły podjazd przy domu. To naprawdę ma wyglądać zupełnie inaczej, niż dziś.
I na koniec dwa zdjęcia pamiątkowe. Nie mogłem się powstrzymać, przepraszam. Ten dach jeszcze dziś zacznie znikać pod papą, a taki ładny w świetle zachodzącego Słońca...