Przerwa dłubologiczna.
Chłopaki pojechali i ich nie ma. Główny Technolog też wyjechał, przeżył katastrofalną burzę na Mazurach i na razie nie ma zamiaru wracać. Przerwa. Na niespieszną dłubaninę.
Czyli sam przyjeżdżam na budowę i dłubię z listy, co tam jest do zrobienia. Pewnie mógłbym zrobić więcej, ale jak Główny Technolog wyszkolił mnie tylko w sprawnym podawaniu narzędzi, to teraz sam się muszę usamodzielniać. A ręka automatycznie wędruje do kieszonki, gdzie ukryta leży komórka i można w każdej chwili zadzwonić i zapytać o każdą duperelę. Tylko nie o to chodzi w usamodzielnianiu się. W ten sposób nagle okazało się, że ostatnio oduczyłem się podejmować decyzje. Chodzi za mną takie uczucie, które najlepiej wyraża któryś tam heksagram z I-ching: "Wszystko, co postanowisz, będzie błędem".
Dlatego dla relaksu publikuję poniżej zdjęcia gotowej werandy.
To hala, sala, ale nie malutka weranda. Można na niej będzie urządzać imprezy na kilkadziesiąt osób! Przyznam, nie spodziewałem się.
To w białym giezełku to moja starsza córka. Cierpi z braku tatusia, któren zamiast dopieszczać, całować, podrzucać, jeździ codziennie na jakąś głupią budowę... Chwilę po tym zdjęciu dobitnie zademonstrowała frustrację.
Tak jest. Budowa to nie tylko pojedynek umysłu z materią, ale też mnóstwo własnych i cudzych emocji. Jak w życiu.
Dlatego, na do widzenia wrzucę jeszcze zdjęcie prawie gotowego, choć już w pełni wybudowanego komina.
Bo akurat takie zdjęcie miałem.
Dobranoc.