Gotowa płaszczyzna podrurowa.
Koniec ze styropianem. Nareszcie koniec. Odliczam dni do wylewek. Niech to się wreszcie skończy.
Pora skończyć grzebanie w styropianie, a zacząć układać rury ogrzewania podłogowego. Tak, tak.
Bo my w tym bieda-domku mamy zamiar zainstalować sobie, rozumisz pan, ogrzewanie pałacowe, dziś, w czasach pluralizmu społecznego i równania w dół nazwane podłogowym.
Zakończone prace w styropianie ukrywają czerwono-niebieskie sploty rur wodnych, centralnego ogrzewania oraz innych, przykryte wierzchnią warstwą tej pianki zwanej polistyrenem ekspandowanym lubo spienianym.
Tygodnie pracy na kolanach.
Tak wygląda stojak, na którym Główny Technolog, jak już wczesniej wspomniałem, zamiaruje podwiesić rozdzielacze oraz postawić zbiornik czyly zasobnik warstwowy oraz kocioł czyly piec. Gazowy. Czy już wspominałem, że nie znoszę tych \$%*@#&%\$ monopolistów z gazowni? Przez nich jednakowoż albowiem chyba nie da się postawić choinki świątecznej w tym roku w naszym nowym gnieździe rodzinnym.
Chłopaki-harpagany w wolnej chwili poukładali z takim trudem wrzucone przez nas na poddasze deski podłogowe z drewna modrzewiowego. Teraz wyglada to jako-tako, więc można uwiecznić na fotografii.
Hydrofornia pod spocznikiem schodów czeka. Na swoją kolej. Na hydraulika, który te wystające kufy pospina tak i owak, i w ten sposób powstanie System. Bo nie Układ.
A te sploty kabli, to kiedyś, za niedługo, będzie szafka rozdzielcza elektryfingancji. I przyjdzie pora na przykręcania gniazdek, włączników lubo wyłączników, wkręcanie żarówek...
Eh... Kurteczka... Tylko kiedy to ma nastąpić? Ta przeprowadzka?