Dziś wylewki posadzkowe - a mnie tam nie ma...
Kończy się jakiś etap. Wreszcie. Dziś wylewają posadzki na całym parterze. Zacznie się czysta wykończeniówka.
Nastąpi kilkudniowa przerwa w maratonie trwającym od prawie dwóch miesięcy. W tym czasie, z dwoma fachowcami - harpaganami, zamieniliśmy puste pudełko w coś, co już niedługo stanie się naszym domem.
Położyliśmy paręset metrów rur i kabli, zużyliśmy parę ton materiałów budowlanych. Parę razy najadłem się strachu, straciłem nad sobą panowanie, a nawet zdenerwowałem się...
A najczęściej, to po prostu byłem zmęczony. Albowiem wstawałem 5:30-6:00, krótkie obcowanie z dzieciskami, do roboty, ok. 16:00 przebijałem się przez korki zorganizowane jak na zamówienie przez miłościwie nam panującą Panią Prezydent, żeby na placu budowy zjawić się około 17:30, a czasem później. Coś na ząb, przebieranie się w zatęchłe robocze ciuchi i znowu do roboty. Około 22:00-23:00 znowu przebieralnia, w samochód i tym razem szybko, bo ulice już w miarę puste, około północy do domu spać. Około 3:00 wysikać starszą latorośl i spać. I znowu o 5:30 pobudka, kiedy wszyscy śpią... Prawie zapomniałem, jak wygląda moja najładniejsza z żon... I tak w kółko.
Ale teraz, to przecież wszystko się zmieni, no nie?
W ostatni weekend daliśmy, z Głównym Technologiem oraz Otharem, czadu i ułożyliśmy pięć obwodów grzewczych.
Dodatkowo pociągnęliśmy nitkę obwodu łazienkowego trochę dookoła, dzięki czemu ogrzeje również podłogę kibelka pod schodami oraz pomieszczenie hydroforni, w którym przecież będzie panować wilgoć. A w każdym razie panować będzie, o ile nie odniosą skutku przeróżne efekty, które postanowiliśmy tam odpalić - w tym to ogrzewanie.
Pozwoliliśmy sobie na odstąpienie od linii i kątów prostych, jak w projekcie i wykonaliśmy kilka malowniczych zakrętów, przypominających poziomice na mapie.
Stojak, na którym ma stanąć kocioł gazowy z zasobnikiem warstwowym, stopniowo porasta urządzeniami. Konkretnie, do rozdzielaczy podłogówki przyrósł tuzin rur sześciu obwodów grzewczych.
Jeszcze dziś zobaczę ten betonik, no normalnie, siedzę jak na rozżarzonych węgłach...