Futurologia na Nowy Rok
Czyli na rok 2009 i później (nawet dużo później).
Gospodarka
Wiadomość z ostatniej chwili: nasi opiekunowie postanowili obniżyć stopy procentowe. I zapowiadają dalsze obniżki. Ciekawe, kiedy przełoży się to na wysokość rat kredytu. Zapewne nigdy. Ale z pewnością przełoży się na zyski banków.
A zatem możemy się spodziewać nowej prosperity. Nie później niż w ciągu następnych dziesięciu lat. Jednocześnie w tej krzywej wznoszącej pojawi się dołek z pękającej bańki Web2.0
W tymże czasie pewien procent kredytobiorców zbankrutuje i nie zdoła spłacić swoich kredytów. Banki już się szykują na sprzedaż wyszarpniętych tą metodą nieruchomości, prezesi rozjeżdżają się po kraju w poszukiwaniu najatrakcyjniejszych, coby je sobie za bezcen wykupić. Ale nie ma letko. Powstanie związek zawodowy spłacających kredyty i po kilku rozróbach pod Sejmem uchwalona zostanie nowela ustawy o bankructwie osobistym, w której zostanie zapisane, że owszem, jak, człowieku, nie możesz spłacać, to zbankrutuj, ale w takiej sytuacji (powołując się na Konstytucję) bank nie może ci odebrać z takim trudem (a nie?) nabytej nieruchomości. Co prawda, obywatel osobiście utraci prawo własności, ale pod pewnymi warunkami (o tym niżej) będzie mógł je odzyskać. Banki będą musiały obejść się smakiem.
No, nie będzie tak źle, równocześnie zostaną uruchomione programy ponownej aktywizacji bankrutów osobistych, w których to programach uczestnicy będą chodzić na suto opłacane przez EU kursa doszkalające, przekwalifikowywowujące, inne oraz podobne. Kredyty na zorganizowanie tych kursów zostaną udzielone przez - kogo? Tak jest, banki. W ramach tych kursów ludziskom będzie się płacić za uczestnictwo, a uczestnictwo przywróci obowiązek spłacania kredytu. I wszyscy będą zadowolnieni.
Zatem nieruchomości wrócą do swoich właścicieli, Europa za to zapłaci, prosperity powróci w glorii. Czym tu się jeszcze przejmować? Akcje też kiedyś muszą przestać spadać. Może nie akurat te, które osobiście zanabyłem, ale zawsze. W końcu, jednostka niczym, masa wszystkim. W sumie indeksy giełdowe muszą znowu zwyżkować.
Wojna.
Będzie. Tak jest. Skoro ciągle trwa, to nie ma powodu, żeby przestała trwać. Ostanio ją widzieli w Afganistanie, ale tylko z powodu opieszałości, lenistwa i tumiwisizmu dziennikarzy nie zauważono jej w Kolumbii, Czadzie, Darfurze, Izraelu, Birmie, Indonezji, pograniczu pakistańsko-indyjskim, Nepalu, pograniczu chińsko-indyjskim, Kosowie, Angoli, czy gdzie tam w końcu stacjonują wojska okupacyjne ONZ. A swoją drogą, to jest chyba jedna z niewielu prawdziwych nowości historycznych - wspólne wojska okupacyjne. Bo że armia wkracza gdzieś pod hasłami wyzwolenia kogoś lub czegoś od kogoś lub czegoś, lubo powstrzymania, lubo ochrony, pomocy, zabezpieczenia, to żadna nowina. Szwedzi do Polski wkraczali, żeby utrzymać z trudem osiągnięty pokój (w Niemczech).
Z nowinek w kwestii wojny, należy się spodziewać większej pomysłowości w zakresie werbowania dzieci, zakładania pól minowych przeciwpiechotnych oraz przeciwbydlęcych oraz zwiększonego udziału polskiej gospodarki w całym tym zamięszaniu (patrz wyżej, rozdział "Gospodarka", szukaj "prosperity"). I bardzo dobrze. W końcu za wolność waszą i naszą. Za waszą już było. Teraz wreszcie pora na naszą.
Wolność
Będzie jej coraz mniej. Z jakiegoś powodu ci panowie na górze chcą ograniczyć swobodę wymiany informacji w sieci. Na razie robią to, by chronić artystów - sól ziemi czarnej - ale wkrótce wezmą się za ochronę dzieci, dzieci nienarodzonych, nienapoczętych, niepoczętych, starców, mniejszości, niszowców seksualnych, aż się obudzimy z Internetem nie lepszym od gazety codziennej.
Zajrzyjcie także na opowieść o pewnej przygodzie.