Terroryzm jako biznes rodzinny.
Tak sobie pomyślałem, kiedy włączyłem oglądactwo takiego filmiku:
Przedstawia on mapkę pono wszystkich zamachów terrorystycznych w ostatnim piętnastoleciu. Bardzo to ładnie autor poskładał, plusik. Zakładając, że szufladkowano odpowiednie nieszczęścia jako zamachy terrorystyczne (tj. nieszczęść, które były czymś innym, nie zaliczono do terroryzmu), wyłania nam się ciekawy widoczek. Co z niego wynika?
- Zamachy terrorystyczne wydarzają się głównie w kraju zamieszkania terrorystów. Wyraźnie nie chce im się podróżować gdzieś daleko i angażować w politykę, która odległa jest od ich spraw domowych. Ujgurowie rżną Chińczyków i Ujgurów, Afgańczycy Agańczyków, Pakistańczycy Hindusów z Pakistanu, Irakijczycy swoich ziomków...
- Większość współczesnych zamachów uczynili terroryści-muzułmanie. To chyba łatwo zauważyć. Poza paroma incydentami typu Honduras czy Wenezuela, pozostałe wydarzyły się w krajach muzułmańskich, sąsiadujących z krajami muzułmańskimi, lub takich, w których muzułamnie stanowią większość lub istotną mniejszość. Nie błyskała Mongolia, ciemno w Polsce, Wietnamie, Laosie, krajach Ameryki Południowej...
- Zamachowcom wcale nie przyświeca jakaś ogólnoświatowa strategia. Nie mają zamiaru wziąć całego świata na zakładnika. Dlaczego? Oto dlaczego: Zamachy nie są szkodliwe dla kluczowych punktów gospodarki. Poza atakiem na World Trade Center, kiedy wykończyli kilkuset tłustych finansistów, gospodarka świata od działalności terrorystów szkody nie ponosi. O ile powyższe mogło jej przynieść jakąś szkodę. A z tego wynika wniosek kolejny:
- Zamachy nie przynoszą istotnej szkody światu. Gdyby zamachowcy naprawdę chcieli narozrabiać, zatopiliby parę potężnych frachtowców w Kanale Panamskim (kto wie, może trafiłby się i tankowiec, czy tankowce pływają Kanałem Panamskim?), zatopili parę tankowców w cieśninie Ormuz (tam jest takie miejsce o głębokości ok. 10m, powstałaby trudna do ominięcia przeszkoda na torze wodnym), zaatakowali elektrownie atomowe (na razie media odnotowują ewentualne ataki hakerskie , a ja mam na myśli wielkie BUM!) , przerwali Tamę Trzech Przełomów , albo coś podobnie gigantycznego... Ostatecznie mogliby dobrze uszkodzić lotnisko we Franfurcie nad Menem, gdzie rocznie odprawia się 60 milionów pasażerów (czyli ponad 160 tysięcy dziennie). Ostatecznie mogliby zablokować Bałtyk. Wtedy świat by ich zauważył. To by zabolało. A oni marnują swoje osobiste, jednokrotne życia na strzelanie w supermarketach do bidoków, jakieś strzelaniny w klubie dla niewyżytych, jakieś jatki w głupowatym czasopiśmie... To jakieś bzdury!
W zasadzie, to terroryści głównie rżną swoich pobratymców. Wniosek z tego taki, jak powyżej (brak prawdziwej strategii), a dodać można kilka przypuszczeń:
- Współczesny terroryzm poza polityką służy do załatwiania jakichś gangsterskich interesów.
- Współczesny terroryzm to w rzeczywistości rodzinne biznesy, coś w rodzaju mafii, które kierują się już biurokratycznymi przesłankami działania.
Organizacje terrorystyczne okrzepły i zachorowały na najważniejszą chorobę wszystkich tworów biurokratycznych: instynkt przetrwania. Innymi słowy, zgodnie ze szczegółowymi prawami biurokracji wynikającymi z Prawa Parkinsona, nie potrzebują już celów, dla których zostały utworzone, gdyż ich ostatecznym celem jest przetrwanie i rozwój sam w sobie. Zamachy terrorystyczne, o ile kiedyś stanowiły podstawę działalności, aktualnie są już tylko odbryzgiem (czyli odpryskiem), marginesem rozległych interesów, pretekstem propagandowym dla podtrzymania wizerunku.
A co wynika z powyższego?
Że współczesnych terrorystów, skoro nie można ich kupić jak niegdysiejszych komunistów (komuniści wierzyli w raj na ziemi, muzułmanie oczekują go po śmierci), zawsze można ich uwikłać tak, że zapomną o swoich korzeniach, zajęci wypełnianiem konosamentów, indosów, akredytyw, awali, czeków, kwitów OT, PT, umów ubezpieczenia emerytalnego... A wreszcie obiegówek (zdać kałacha, 6 magazynków (pełnych), 3 granaty odłamkowe, 4 granaty hukowe...). Ostatni gasi światło.