Filistyni i Żymianie
Przydługi disklejmer na początek
Zacznę ten przydługi wpis od deklaracji, że na co dzień uważam islam za zakałę świata tego, a zatem, gdy ściera się on z jakimś innym wyznaniem, to serce moje ustawia się po stronie jego przeciwników. Nawet gdy rozum podpowiada, że w tym wypadku to może nie do końca.
W omawianym wypadku postrzegam Izrael jako jedyne w okolicy państwo przenoszące, przynajmniej po trosze, tradycje prawa rzymskiego na grunt Bliskiego Wschodu. A stoję po stronie takiej właśnie tradycji prawnej.
Zatem z przyczyn czysto pragmatycznych stoję raczej po stronie Izraela niż Palestyny. A to dlatego, że uważam islam za zagrożenie dla kultury światowej, czego ów niejednokrotnie dokazał. I możecie sobie tutaj, pięknoduchy, opowiadać bajdury o wielkim Bagdadzie - cóż, każdemu może się coś poplątać i zamiast spalić biblioteki obejmie je chwilową ochroną. W ogólności wojownicy islamu zajmowali się niszczeniem wielkich kultur - i ów Bagdad byłby tylko jednym z prowincjonalnych centrów nauki i kultury, gdyby nie pustynia, którą w promieniu paru tysięcy kilometrów wokół niego nie uczynili.
Że nie wspomnę o masakrze zoroastrian w pierwszych wiekach po Mahomecie. Tak, to z imperium perskiego i później sasanidzkiego wzięła się wielkość Bagdadu, bynajmniej nie z wrodzonej ciągoty do książek pustynnych koczowników. Najpierw zniszczyli wielką kulturę tak, że do dziś się podnieść nie może, a potem pozwolili w tej próżni powstać nowemu miastu.
Że nie wspomnę o blitzkriegu, jaki urządzili wobec Egiptu (4 lata) i potem reszty chrześcijańskiej Północnej Afryki (60 lat zaledwie). W szkole opowiada się, jak względnie łagodnie traktowali miejscową ludność chrześcijańską nakazując im jedynie płacić dżyzję (lub dzizję). Owszem, tych, którzy przeżyli działania tak zwane wojenne. Co z tego wynikło, widzimy i dzisiaj. Kiedyś były to kwitnące rolnictwem i kulturą prowincje, skąd wywodzili się filozofowie (np. Tertulian z Kartaginy) i teologowie (np. św. Augustyn z Hippony).
Że nie wspomnę o zniszczeniu Bizancjum - o tym to nawet kiedyś uczyli u nas w szkole, nie wiem, jak teraz. Nie uczyli aczkolwiek, że przed podbojem seldżuckim, na obszarze Anatolii (dziś: Turcja zasadniczo) mówiło się od wieków różnymi greckimi dialektami. To był obszar kultury greckiej, której nawet kultura rzymska nie zdołała zdominować (raczej odwrotnie). A przyszli sobie zmuzułmanieni tureccy koczownicy i tak zaczęli rezać, że miejscowa ludność kościoły szybciuteńko przemianowała na meczety, zaczęła się kiwać pięć razy dziennie i w parę pokoleń zarzuciła grecką etniczność na rzecz tureckiej. Najpierw tę sztukę opanowali podbijając starożytne miasta Jedwabnego Szlaku, jak Kaszgar, Turfan, potem królestwa Azji Środkowej jak Chorezm, czy Bucharę (etnicznie związane z Persją i z niej czerpiące wzorce). Jak po nich się przejechali, to wzięli się za wyższą kulturę grecką. I tak mamy dziś na tych terenach tureckich nacjonalistów z silnym odchyłem islamskim.
Że nie wspomnę o masakrze Indusów, którą prowadzili przez cztery wieki bez mała. Zniszczyli wówczas być może największą na świecie uczelnię, Uniwersytet Nalanda, a liczbę ofiar tego podboju określa się dziesiątkami milionów. No i na bazie tej wielkiej kultury zbudowali swoje induskie państewka, które na miejscu zastali europejscy, a głównie brytyjscy kolonizatorzy.
I tak można te "osiągnięcia" islamu wyliczać aż do czasów dzisiejszych. W generalności uważam, że stał się zakałą świata, a jeżeli gdzieś na jego obszarze kwitnie handel i ludziom wiedzie się coraz lepiej, to raczej z powodu, że miejscowi władcy mało temu przeszkadzają (mądrze), albo zachodni inwestorzy prowadzą tam interesy. Z islamskiej inspiracji raczej nic istotnego (poza wielkim wyburzaniem i masakrami) w historii się nie działo.
No tak. I w takim świetle jak wyżej pragnę odnieść się do tego, co wyprawiają Izraelici ze swoimi ziomkami Palestyńczykami.
O inspiracji
Inspiracją do tej wypowiedzi stał się filmik nakręcony i opublikowany przez rosyjsko-żydowskiego dziennikarza i felietonistę Maksima Kaca1. Prezentuje on oczywiście postawę super-pro-izraelską, co nie dziwi (światowe żydostwo dzieli się na zwolenników i przeciwników Izraela, tertium non datur), bo się tam wychował.
W filmiku powyższym omawia on zamordowanie najnowszego lidera Hamasu, Jahiego Sinwara. Mianowicie przypomniał on, że ten urodził się w obozie uchodźców Chan Junis. I w tym momencie się wylał, że Palestyńczycy są najciekawszymi uchodźcami na świecie, bo u nich możesz urodzić się uchodźcą - wystarczy urodzić się w obozie dla uchodźców. I faktycznie, coś w tym jest. I konkretnie to między innymi tą kwestią chcę się zająć w niniejszym tekście.
Urodzeni uchodźcy
Otóż rzeczywiście tak jest, że w licznych obozach dla uchodźców ustanowionych w Libanie, Syrii, Jordanii, Zachodnim Brzegu, a nawet w Gazie jeszcze w latach 60-tych XX wieku żyje dziś nawet czwarte pokolenie uchodźców. I pozostaje to w ścisłej i niezbitej niezgodności z konwencjami, które status uchodźcy tworzą i definiują. Mianowicie duchem konwencji była ochrona ludności objętej działaniami wojennymi lub zagrożonymi inną formą systemowego prześladowania, która postanowiła w związku z powyższym opuścić swoje domy i przejść do strefy, gdzie prześladowanie im nie zagraża. I w większości miejsc na świecie działa to wedle tego schematu: lecą bomby, ludzie uciekają, zamieszkują w obozie dla uchodźców, bomby przestają lecieć, ludzie wracają do domu. Gdy zasiedlają obóz dla uchodźców, mają status specjalny, gdyż nie przyznaje im się praw w kraju przyjmującym innych niż te, które wynikają z konwencji. Nie są obywatelami. Są kimś w rodzaju dziwnego turysty. Ale to działało. Do niedawna w każdym razie. I wszędzie oprócz Bliskiego Wschodu, w okolicy Izraela konkretnie.
Bo nie dość, że obozy dla uchodźców palestyńskich, ustanowione jeszcze 60 lat temu i więcej, goszczą już czwarte pokolenie uchodźców - zakładam, że urzędowo zarejestrowanych w UNRWA. Stanowi to jakieś dziwne odchylenie od ducha konwencji związane z faktem, że owszem, jeżeli ktoś się urodził w obozie dla uchodźców (tj. w miejscu, w którym konwencjonalnie nie zagraża mu prześladowanie), to nie powinien być uchodźcą (któremu zagraża prześladowanie), bo nie urodził się w kraju, w którym jego rodzicom zagrażało prześladowanie. Z prawa krwi powinni być obywatelami państwa, którego uciekli ich rodzice. Zatem państwo przyjmujące, w którym nie obowiązuje prawo ziemi, nie ma obowiązku przyznania obywatelstwa ludziom urodzonym w obozie dla uchodźców - który z definicji jest obszarem wydzielonym, pod opieką ONZ, gdzie państwo przyjmujące dobrowolnie (acz czasowo) zrzekło się pełnej jurystykcji w określonych (lub niedookreślonych) obszarach prawnych. Ale twórcy konwencji nie byli dość precyzyjni (intencjonalnie lub nie) i zapewne nie przewidywali, że ludziska będą w obozach mieszkać przez dziesiątki lat. I tak powstały takie dziwne enklawy poza-państwowe. Z drugiej strony, państwo prześladujące (Izrael) nie przyznaje obywatelstwa dzieciom urodzonym w tych obozach, bowiem uchodźcy mają status, z punktu widzenia prawa Izraela, który da się określić tylko jednym słowem: skomplikowany.
A dodajmyż, że niektóre obozy dla uchodźców w tej okolicy znajdują się (czy też znajdowały, bo ostatnio to chyba tam tylko gruzy pozostały) na terenie państwa prześladującego! Bo przecież Strefa Gazy nie jest żadnym państwem, terytorium mandatowym, czy czymkolwiek. Jest - czymś (obozy te prawdopodobnie założono, gdy Strefa Gazy pozostawała pod zarządem egipskim, więc wtedy wszystko się zgadzało). Ostatnio w większości ponownie zajętym przez wojska Izraela. Czyli państwo prześladujące jest jednocześnie państwem przyjmującym. Co można uznać de facto, bo bez zgody wojsk Izraela żadna pomoc by do tych obozów przecież nie dotarła.
Ale do rzeczy.
Argumentacja Kaca
Argumentacja maksima Kaca brzmi tutaj dość śmiesznie (dla mnie):
Otóż rodzice Jahiego Sinwara w 1948 roku, po wojnie izraelsko-arabskiej zmuszeni byli opuścić rodzinny Aszkelon i przenieść się ok. 40km na południe, do Gazy, gdzie cieszyli się (czyli cierpieli) opieką sił egipskich. Do narodzin Jahii (w roku 1962) mieli dość czasu na asymilację, jak powiada Kac. I kontynuuje, że miliony Niemców zostało wypędzonych z Sudetenlandu, polskich tzw. Ziem Odzyskanych, czy regionu kaliningradzkiego, ale żaden z nich 20 lat później nie uważał się już za uchodźcę, bez znaczenia, czy zamieszkiwał Wschodnie, czy Zachodnie Niemcy (choć dziś wiemy, że ich potomkowie uważają się za "Wypędzonych"). Tymczasem Jahiemu przyznano status uchodźcy przy narodzinach, choć on sam już nie musiał donikąd uciekać.
I teraz uwaga:
Można to wyjaśnić specyficzną palestyńską tożsamością: jeśli twoi rodzice, dziadkowie lub nawet pradziadkowie uciekli z Aszkelonu, również ty będziesz uchodźcą z Aszkelonu. Najczęściej społeczeństwo palestyńskie nie dopuściło do twojej pełnej integracji, zamiast tego trzymało cię w obozie dla uchodźców palestyńskich (pośród ludności palestyńskiej). Obozy te istnieją od prawie ośmiu dekad. I Palestyńczycy mówią Palestyńczykom, aby ci wrócili i odzyskali rodzinny Aszkelon, miejsce grobów swoich przodków.
Czy czegoś nam to nie przypomina? Czy na terenie Polski nie działała przez sześć wieków prężna, autonomiczna społeczność o własnym, silnym etnosie, poczuciu wspólnoty religijnej i narodowej oraz pamięci prześladowań, która w każdy Jom Kipur żegnała się "Za rok w Jerozolimie" (lub podobnie)? I kiedy nadarzyła się okazja, to wielu ludzi z tej społeczności spakowało manatki i pojechało do "krainy przodków", którą ciężką pracą zmodernizowali i ciężką walką zawojowali głosząc wszem i wobec, że to tylko powrót do dawno utraconej ojczyzny? Utraconej 2000 (słownie: dwa tysiące) lat temu!
A teraz przedstawiciel tej dość abstrakcyjnej wspólnoty, której większość wciąż zamieszkuje w licznych krajach poza Izraelem, uważa za kuriozum, że inni mieszkańcy Bliskiego Wschodu mają taki sam film?
Widać tu pewne różnice. O ile owi, zwanie dziś żartobliwie Żymianami ludkowie unikali przez wieki całe asymilacji pośród obcych etnosów, a przynajmniej religiosów, to Palestyńczycy najwyraźniej mają z tym problem także pośród samych siebie. Mniej więcej tak, jakby wnuk uchodźców z Mińska Mazowieckiego miał problem z asymilacją w Piasecznie (co innego uchodźca z Warszawy do Krakowa, to by nikogo nie dziwiło!). To rzeczywiście ciekawe zjawisko. Ale moim zdaniem bardzo symetryczne do kultury żydowskiej.
Zatem inteligentny, wykształcony i dość zamożny człowiek interesu o wielopaństwowej proweniencji, jakim jest Maksim Kac, moim zdaniem dziwuje się jeno na pokaz, a w rzeczywistości ma dość kiepełe, aby sobie tę dziwność przepracować i zrozumieć.
Filistyni
W wyniku bezwładu imperialnej biurokracji brytyjskiej i całkiem świeckiego ruchu społecznego, na tym samym terenie spotkały się dwie kultury z tego samego pnia wyrosłe. Jedna (Żymianie) wiekami kultywowała sztukę przetrwania przenosząc się jako kulturowy mem, nawracając i przez to wchłaniając inne etnosy, a tylko częściowo jako genetyczna spuścizna, przez różne państwa i narody. Druga (Filistyni) pozostała na miejscu, utaiła się poprzez rezygnację z własnej religii i języka, przechowała genetyczny kod narodu. Po dwóch milleniach doszło do zderzenia dwóch nieustępliwych, ale już dość sobie obcych kultur, które to mają ze sobą wspólnego, że nie ustąpią pod żadnym pozorem. Reszta to tylko zbędne komplikacje na tym dość prostym obrazie.
Ponieważ kultura przybyszy przez tysiące lat szła w nogę z Europejczykami (boż składała się z Europejczyków, o czym tu gadać), szybko zdobyła przewagę organizacyjną i techniczną. Tymczasem kultura miejscowych, tająca się przed ottomańskimi urzędnikami, pozostała prosta i plemienna. Opiera się o brutalne techniki przetrwania znane z nauki o ewolucji: członkowie ich organizacji terrorystycznych są często brutalniejsi dla swoich niż dla wrogów. Ale co robić, tak własnie wykuwa się stal.
Izraelici zatem właśnie zaczynają swoją długą drogę upadku, nieuchronną w konfrontacji z wrogiem, którego nie można wskazać. Stworzyli jakie-takie, ale zawsze, państwo prawa, w którym zabezpiecza się urzędowo interesy nawet najgroźniejszych terrorystów (jak już ich Szin Bet wypuści z kazamatów). Przegrywają, bo aspirują do życia jak w Europie: cywilizowanego, wygodnego i sytego. Z małą dzietnością, wysokimi zyskami z technologii.
Przeciwko sobie mają Palestyńczyków, którzy nie mając nic, opierają się o demografię i brutalne wychowanie ulicznych wojowników. Za jednego żołnierza izraelskiego ginie co prawda stu terrorystów (oraz innych chłopców) palestyńskich, ale nie szkodzi, palestyńskie kobiety urodzą na to miejsce dwustu następnych.
Wynik tej walki jest przesądzony moim zdaniem. Wymaga tylko czasu.
O ile dzisiejszy świat, rodem ze science-fiction, nie dostarczy Izraelitom jakiejś kolejnej, przełomowej technologii, która pozwoli im przetrwać.
Ale przetrwać, nie znaczy wygrać. Nie da się wygrać z mrówkami inaczej niż niszcząc całe ich gniazdo. Nie da się wygrać z wodą inaczej niż przez pełne osuszenie. A tego raczej Izraelici nie poważą się zrobić. Zapewne również nie mają dość środków. Zatem Palestyńczycy prędzej czy później zaleją ich swoją młodzieżą. Gotową ginąć w obronie jakiejś wendety, gotową iść na izraelskie uniwersytety, gotową emigrować na cały świat, aby tam rozsiać swoje geny i memy. A skoro już znalazła się w diasporze, wytępić się nie da. Dokładnie tak samo, jak ich aktualni oprawcy, którzy tę sztukę przerobili przed wiekami.
Dodajmy na koniec, że dla Palestyńczyków może istnieć ciekawe wyjście (i dzięki Bogu, że jeszcze na nie nie wpadli!): obywatelstwo polskie. Otóż zgodnie z art. 14. ust. 2. ustawy o obywatelstwie polskim, jeżeli dziecko urodzone w Polsce z rodziców nie-obywateli polskich, nie nabywa innego obywatelstwa (cyt. urodził się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, a jego rodzice są nieznani, nie posiadają żadnego obywatelstwa lub ich obywatelstwo jest nieokreślone.), automagicznie staje się obywatelem polskim. A zatem i europejskim. I może sobie swobodnie wyemigrować do Niemiec. Na ramionach swoich bezpaństwowych opiekunów - rodziców.
-
Jego rodzice wyemigrowali z Rosji (ZSRR) korzystając z Operacji Most zabierając ze sobą małego Maksimka. Szkoły ukończył w Izraelu, co mu na dobre wyszło. Później (jak suponuję) odezwała się w nim żyłka aktywisty-pacyfisty oraz sentyment do starego kraju, więc zanim zgarnęła go IDF, spakował manatki i na następne lata przywrócił się Matuszce Rassiji, gdzie bez większego (choć z mniejszym) powodzenia budował demokrację. Po wybuchu II Wojny Ukraińskiej powrócił do Izraela, zabierając ze sobą żonę i dziecko, prawdopodobnie antycypując problemy, niewykluczone, że aresztowanie i uwięzienie. Prowadzi od lat bardzo popularny kanał na YouTube, który każdemu polecam. ↩