Płeć kontra płeć

Tak bardzo chciał

- Nie ma mowy, słyszysz?! Wybij to sobie z głowy!

Ostry głos Reginy przewiercał się przez ścianki gniazda, gdzie Albert schronił się przed jej nieustającym potokiem wymowy. Wiedział to, zanim zaczął rozmowę.

- Przecież ISO przewiduje schemat maksymalnie dwa na dwa! Czy ty chcesz, żeby bank uznał, że utraciliśmy zdolność kredytową?

Nie chciał. Musieliby się wtedy wyprowadzić z tego dosyć wygodnego apartamentu do takiej dosyć niewygodnej kwatery, jaką metropolia fundowała wszystkim życiowym nieudacznikom. Odebrano by im również ich glider i co droższe ciuchy. Pamiątki z wycieczki na Ragnar-Ogg...

- Będziemy musieli się wyprowadzić, jak myślisz, będę mieszkała w slumsie z tymi lumpami i pijakami? Czym wybierzemy się na twoją ulubioną Nauru, kiedy nam odbiorą glider? A co z moją pracą, co ty w ogóle sobie wyobrażasz?!

Nic sobie właściwie nie wyobrażał. Prawda, jeżeli Regina utraci pracę, może być krucho. Ale z drugiej strony, o co ten krzyk? Przecież on chciał tylko delikatnie zaproponować, że być może nadeszła, no, może nie nadeszła, tylko powoli zbliża się dobra pora na trzecie dziecko.

- Ile ty chcesz mieć dzieci, ty dzieciorobie?

O? Czyżby otwarcie negocjacji? Od czego zacząć? Myśli błyskawicznie przebiegły przez głowę Alberta.

Zastanówmy się. Mieli już śliczną dwójeczkę, dwunastoletnią Kalinkę i czteroletniego Ludwisia. Dzieci pięknie rosły, świetnie się uczyły, miały zdolności i zadatki. A rodzice mieli znajomości. Za te kilka lat bez trudu zdołaliby je upchnąć do jakichś prestiżowych korporacji.

- Kochanie, nie dramatyzuj. Trzecie dziecko to nie tragedia - Oj! Niedobrze. Powinien odwoływać się raczej do pozytywnych uczuć i wrażeń - Pomyśl, śliczne małe bejbe przebierające kopytkami nad pieluszką - to on zmieniał pieluszki, Regina nie miała o tym bladego pojęcia - kwilące ”Mama, tata!”. Czy nie byłoby ślicznie?

Uchylił drzwiczki gniazda i wyjrzał ostrożnie. Stała tam ciągle, nabzdyczona i zła. Aż powietrze dookoła trzeszczało od nagromadzonej elektryczności. Taką ją lubił najbardziej. Władczą, stanowczą. Poczuł w okolicy pasa, jak rośnie mu pożądanie. ”Chyba wyskoczę i...” pomyślał, ale Regina szybko wybiła mu to z głowy.

- Drący się, śmierdzący eksperyment genetyczny. Myślisz, że nas stać na kolejny immunitet zakaźny? Wiesz, ile mamy odłożone na studia Kalinki? Trzydzieści procent!!!

Hipnostudia - nowinka w pedagogice. Droga jak autostrada do nieba, ale niesłychanie skuteczna. Pakują szesnastolatka do specjalnego gniazda, podłączają do aparatury i tłoczą najświeższą wiedzę prosto w dendryty. Po miesiącu wychodzi dyplomowany specjalista z kilkuletnim doświadczeniem. Bystry, kompetentny, doskonale sprofilowany na potrzeby korporacji. Choćby do gniazda zapakowali kompletnego matoła. Ale tylko pod jednym warunkiem: że rodziców na to stać. Koszt hipnostudiów równał się cenie nowego domu na przedmieściach Siedlec, najpopularniejszej dzielnicy Warszawy. Jeżeli odłożyliby połowę potrzebnej kwoty, resztę skredytowałby bank. Cóż, na Kalinkę od biedy by wystarczyło, ale Ludwiś musi czekać aż ceny spadną. A spaść muszą, już coś media bąkają o nowej, rewelacyjnej metodzie kształcenia...

- Ty chyba myślisz, że ja pierdzę w gniazdo w tej robocie, a pieniądze same do mnie przychodzą! Nie po to studiowałam, zarzynałam się na stażach, żeby mi teraz taki Skwarkiewicz powiedział: ”Pani już dziękujemy, ze względu na zbyt dużą rodzinę spadł pani współczynnik mobilności”. Odsuną mnie ze ścieżki kariery, a może i skierują na wcześniejszą emeryturę! Za dziesięć lat wypruwania sobie żył dla firmy, dostanę domek letniskowy na jakiejś Muhu, czy Sarema i pensyjkę na przeżycie...

Skwarkiewicz piastował w jej korporacji zaszczytną funkcję kadrowca. Wszyscy go nienawidzili, bowiem to właśnie on przynosił im złe wiadomości.

Albert nie wytrzymał.

- Ciągle mówisz tylko o sobie! Kariera, korporacja! Czy ja się w ogóle nie liczę? Ja też mam swoje potrzeby i marzenia. Myślisz, że tylko ty w tej rodzinie pracujesz? Zamień się ze mną i posiedź trochę w domu, z dziećmi. Poczytaj Ludwikowi jego ulubioną ”Historię okropną”, zaprogramuj Majordoma, zamów żarcie za te grosze, które mi zostawiasz na dom, myślisz, że to takie proste? Czasami mam wrażenie, że ręce wlokę po ziemi, tyle razy dziennie Kalinka zamienia mnie w konia! Myślisz, że to łatwo dopilnować, żeby dzieci wysiedziały przed ekranem podczas lekcji? Mam tego DOSYĆ!!!

Regina wstrząsnęła się jak uderzona. Następnie wytrzeszczyła oczy. Taak, takiego Alberta to już dawno nie widziała. Otarł łzy pięścią. ”Cholera, będę miał znowu czerwone oczy.”, pomyślał.

- A... Ale jeżeli ci tak źle, to czemu nagle chcesz następnego dziecka?

- Bo... Bo czuję się taki pusty w środku. Chciałbym mieć jakiś cel. Reniu, uwierz, taki jeden maluszek nie sprawi ci żadnego kłopotu. Ja je donoszę, urodzę, wykarmię, jak poprzednie dzieci. Czy nie możemy mieć z naszego życia więcej sensu?

Regina oparła się swoimi szerokimi plecami o ścianę, aż ta zatrzeszczała. Mocarne ręce splotła na piersi. Płaskiej, twardej. Kobiecej. Myślała.


Femen i Homina


Autor: Krzysztof Stenografow w Opowiadania w śro 05 lipca 2006. Tagi: Opowiadania, fahrenheit, warsztaty,

Comments

komentarze odpala Disqus